Strachy

Wieczór. Ja do łóżka ruszam.
Ciemność robi mi psikusa.
Spod podłogi i spod szafy
wciąż wychodzą jakieś strachy.

Cztery ręce, cztery nogi
wyrastają spod podłogi.
Takie wielkie oczy mają
i już do mnie się skradają.

Serce bije, spać nie mogę.
Wciągam kołdrę, aż na brodę.
Księżyc w okno mi przyświeca.
Ciary chodzą mi po plecach.

Na dodatek coś szeleści.
Gdzie ten strach się tutaj zmieścił?
Co poradzić teraz mogę?
Już pod kołdrę chowam głowę.

I tu ciemność. Boże drogi
a do tego zimne nogi
bo skarpetki leżą w szafie.
Pójść tam po nie nie potrafię.

Już ze strachu głowa nie ta.
Trzęsę się jak galareta.
Znowu szura, coś tam skamle.
To za dużo tak jak dla mnie.

Na odwagę się zebrałem,
z łóżka szybko wyskoczyłem.
Pstryk, jest światło i po strachu?
Nie do końca bo po dachu

ktoś się skrada, może złodziej?
Wołam tatę. Już przychodzi.
Szuka, sprawdza, na strych idzie.
A tam? Kotki małe widzi.

Jeszcze ślepe, wygłodniałe,
leżą tutaj całkiem same.
Mama kotka, to jej wina,
tu rodzinę założyła.

Teraz by wykarmić dzieci,
szuka jadła pośród śmieci.
Jak już poje, będzie sama
mleczko dla swych dzieci miała.

Ale tata im pomoże,
koło pieca koc położy
by wygodnie tu leżały
i bezpiecznie się chowały.

Jak się wszystko wyjaśniło,
już po strachach koniec było.
Teraz można spać spokojnie.
Kotkom będzie też wygodnie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *