Kiedy nastał lipiec sierpień
tych wakacji fajny czas
tato z mamą mieli urlop
i nad morze wzięli nas
Już w pociągu tłok się zrobił
torba plecak dziecka płacz
choć miejscówki wykupione
to w wagonie miejsca brak
I na plaży i na molo
dużo ludzi szturm do kas
piasek woda słońce grzało
wiatr od morza chłodził nas
Zamek z piasku tata zrobił
chodził dumny jak ten lew
ja sam dołek wykopałem
siostra wpadła ale pech…
Tata piaskiem ją przysypał
potem swój opalał tors
na panienki wciąż spoglądał
pierś wypinał tak jak mors
A gdy chciałem się wykąpać
tata się przestraszył fal
w wodzie zgubił swoje gatki
było śmiechu zwłaszcza pań
Potem przyszła jeszcze burza
wiatr od morza silnie wiał
czarna flaga gdy na maszcie
każdy z plaży szybko gnał
Mewy nagle się zerwały
wszędzie słychać ptasi gwar
w takt muzyki kropli deszczu
zginął w chmurach letni skwar
Ja zgubiłem swoją piłkę
siostra lalkę tata but
piasek sypał prosto w oczy
z nieba padał deszczyk z nut
Ale za to wczesnym rankiem
gdy na plażę wyszedł brzask
spacer brzegiem z rodzicami
garść bursztynów przyniósł nam